Fantastyka, a zwłaszcza
fantastyka baśniowa, do której najbardziej pasuje jedno z charakterystycznych
dla jej tonu twórczego opisów: ,,pokryte lekko zarumienionym więdniejącym
bluszczem, skromne zakończone łukowato drzwi, po których otwarciu wkraczamy w niezrównany
świat tajemnicy, czegoś pochłaniającego, mrocznego, ale i ciepłego; gdzie
stawiamy swe pierwsze kroki pośród wróżek, zaklęć, gnomów, skrzatów i różnych
stworzeń, pośród feerii kształtów barw i specyficznego mitycznego piękna, gdzie
króluje baśniowo nakrojony dualizm – archetyp walki dobra ze złem”, to
poruszająca, angażująca wyobraźnię, coś ucząca i przekazująca, dająca
specyficzne wyobrażenie mroku i światła – gry dobra ze złem, dziedzina
gatunkowa beletrystyki, której natury na tle innych gatunków nie da się opisać
jednym zdaniem. Trudno to sobie do końca wyobrazić i opisać fantasmagoryczne
Uniwersum baśni i magii, bowiem dla każdego czytelnika ma ono zupełnie inną
formę, zajmuje inne miejsce w naszych osobistych wyobrażeniach i projekcjach.
Gdy do głosu dochodzi jeszcze wiek odbiorcy i różna stylistyka autorów
kreujących baśniowe, tworzące mit wokół siebie, tę charakterystyczną nastrojową
formę, Uniwersa, specjalnie dla młodzieży lub młodszego czytelnika, a innym
razem dla dorosłego sympatyka takich koncepcji i gatunków powieści, dodatkowo o
wiele trudniej jest określić, co takową fantastyką, tą powieściową,
podręcznikową mityczną gawędą jest.

Wyznacznikiem wzorowego fikcyjnego, baśniowego Uniwersum - innej, abstrakcyjnej, irracjonalnej w stosunku do prawdziwego świata, fantastyki - co pozwala na oderwanie się od ,,ziemskiego padołu” i przyziemności, i zanurzenie w fantastyce właśnie, jest to, co dla duszy i wyobraźni każdego z nas jest najważniejsze. Z perspektywy doświadczonego czytelnika, który w realiach oferującego wachlarz podgatunków, beletrystycznego rzemiosła fantastyki, zanurzył się nieraz, śmiem twierdzić, iż wśród powieści ciężko jest szukać, ze względu na zupełnie inną atmosferę, nastrój i charyzmę, którą fantastyka się roztacza, i to jak rozwinięta i różna potrafi ona być, tego faktycznego pierwowzoru dla magiczno-baśniowej, tajemniczej, zanurzonej we własnym świecie części literatury. A jak wypadł Neil Gaiman, który zbiorem fantastycznych opowiadań zamkniętych w wydaniu "M jak Magia", potwierdził, że stworzył je po to, aby magia i baśń były odczuwalne przez każdego. Czy tak jest naprawdę? Czy Neil Gaiman potrafi zauroczyć każdego z nas? A może "M jak Magia" jest dla tych, którzy potrafią odkryć w sobie marzyciela i duszę kochającego wyobraźnię dziecka? Pora bliżej przyjrzeć się tym szczególnym, osobniczym powiastkom.
Zarówno dla mnie, jak i wielu z Was, Neil Gaiman jest
osobliwym, nieszablonowo tworzącym pisarzem. Ów autor to również scenarzysta
komiksowy i filmowo-serialowy, gdzie odpowiadał za nakreślenie głównych
scenariuszy do "Beowulfa" i niektórych odcinków nietuzinkowego
widowiska z realiów małego ekranu, od stacji BBC, które zna cały świat:
"Doctor Who". Zazębiając się jednak wokół pracy Gaimana z
,,dwuwymiarowymi” macierzami wydarzeń, które raz po raz, zawsze ożywiają w
umyśle czytelnika, gdy ten ma z nimi kontakt: powieści, komiksy itp., wielu
inspiracji zachęcających nas do sięgnięcia po ,,powieść” - tę ,,właściwą” dla
Gaimana, mocno z nim utożsamianą sferę procesu kreacji – aktu twórczego,
wylewania myśli twórcy na papierową kartkę lub wystukiwania ich na klawiszach
komputera, odnajdziemy istotnie w komiksach. Tak było i w moim przypadku. Mając
w świadomości, że Gaiman jest autorem wielu wybitnych dzieł spośród podgatunków
fantastyki i sci-fi, którego to chciałbym poznać od najbardziej mu przypisanej,
beletrystycznej strony, postanowiłem wykonać dość odważny krok. Pierwszym ruchem
w tym kierunku było zaznajomienie się z kilkoma zeszytami serii komiksowej
Marvela: "1602", osadzonej w alternatywnym, odrębnym od głównej Ziemi
Uniwersum Marvela, świecie, gdzie - sam tytuł serii podpowiada - fabuła jej
wydarzeń skupia się w czasach elżbietańskich, głównie na terenie Anglii. I tak
po pozytywnym przyjęciu i odbiorze, przeze mnie, tak specyficznych historii
obrazkowych, jak "1602" autorstwa scenariuszowego Gaimana, na
przestrzeni których można było wyobrazić sobie bliskie fantastyki realia,
odczułem jak czas nagli, dlatego czym prędzej, poszedłem do miejskiej
biblioteki i zaopatrzyłem się w "M jak Magia" Gaimana. Na powieść tę
miałem ochotę od dłuższego czasu. Była to pozycja, która miała zapoznać mnie z
miarą pisarską Gaimana, i to w taki sposób, aby mną potrząsnęła i wyłoniła ku
moim wysmakowanym gustom obraz jego ogólnego charakterystycznego dla
zagadkowej, pełnej magii, baśni i rozmaitych fantasmagorii fantastyki, stylu;
aby pomogła odpowiedzieć na pytanie, o czym napomknąłem wyżej, czy literacka
fantastyka może być piękna, baśniowa a zarazem mroczna, pouczająca i na swój
sposób osnuta tajemnicą?

"M jak Magia" stanowi solidny przykład tego, że jeśli wyobraźnia i miłość do pisarstwa pozwoli, można dać życie krótkim, inspirującym i ciekawym powiastkom, które mają w sobie odrobinę szlachetności, wyszukanego tonu i atmosfery kreowanego tu Uniwersum; które mają w sobie to coś, co potrafi oddzielić tę konkretną pozycję od innych podobnych gatunkowo (magia, basń, eklektyczna otulina tulącego, miłego mroku) i zarazem różnych gatunkowo powieści. Wchodząc w świat "M jak Magia" ,,wystartowałem" z przeczuciem, że jakoby Gaiman przypominał mi mistrza pięknej, mitologicznej, bardzo odosobnionej, irracjonalnie pokręconej fantastyki, Terry’ego Pratchetta, którego to powieści rozgrywane w "Świecie Dysku" pokochał cały świat. Niestety Gaiman jest pisarzem o innej estetyce i rozumieniu świata fantastyki, i światów fikcyjnych, które on sam kreuje. Mało tego, nie jest on Terrym Pratchettem; podobieństwa w twórczości obu panów występują, ale takowe podobieństwa mają raczej skąpą siłę; zresztą to nie okazja, aby zestawiać ze sobą aspekty twórczości tych pisarzy – po prostu jest to okazja na inny czas.
Opowieści, według Neila Gaimana są kluczem do poznania ukrytych warstw naszej tożsamości, pasji i wyobraźni, na co autor wskazuje we wstępie do niniejszego zbioru nowel. Zaskakujące jest to, że wyznanie Gaimana nie jest ckliwe, w jakiś sposób wynaturzone, lecz poruszające, osobiste, kryjące w sobie jakiś morał, naukę niczym słowa poczciwego starego mędrca. Na tomik Neila Gaimana, który niniejszym omawiam, i w który to miałem przyjemność choć na chwilę odpłynąć – nie poczułem magii, która eksplodowała by w każdej z kreowanych historii - składają się dość specyficzne opowiadania, jakby tworzone alfabetem innego wymiaru. Ciężko jest określić je tymi wzorowymi, tj. uniwersalnymi tworami fantastyki, nawet jeśli sumowalibyśmy całość opowiadań pisarza, i wyciągali średnią nastrojową i średnią klimatyczną z całego dorobku zbioru – z tego, co oznaczają one dla doświadczających je czytelników. Najważniejszym opowiadaniem z "M jak Magia", które ma w sobie element magii, baśni, czegoś odważnego i niezapomnianego, do czego chcielibyśmy wracać, by za każdym razem dać się porwać pięknemu mitowi przez to opowiadanie pielęgnowanemu, które potrafi pouczyć, wzbudzić ducha refleksji i czaru nostalgii oraz wspomnień, jest krótka opowiastka, której głównym bohaterem jest troll i ludzka istota. "Trollowy Most" wyzwolił we mnie, gdzieś zakopane przez sam czas pokłady baśniowej nostalgii. Powiastka przedstawia nam sytuację, w której człowiek, od wieku małego do dorosłego, najprościej w świecie to ujmując, dorasta, lecz nie jest to, ot tak przeciętny fizyczny rozwój. Jego przemianę obserwuje mistyczne monstrum, tzw. ,,troll", o dźwięcznej i wdzięcznej zarazem, fantastycznej nazwie: ,,Fol rol de ol rol”. Gdy ów młodzieniec pierwszy raz spotyka trolla w malowniczej ujmującej okolicy, pod pięknym baśniowym mostem, troll wyznaje chłopcu, że chce go zjeść, jednak ten wymiguje się, twierdząc, że może przyjść po niego dopiero za kilka lat. Teraz nie jest na to pora; nie doświadczył on na tyle świata, aby go opuszczać. Zetknięcie się z trollem, którego pierwszorzędnie opisał swą miarą pisarską Gaiman, powtarza się, aż do momentu, gdy niegdyś chłopiec, a teraz dorosły już mężczyzna daje się temu stworzeniu pochłonąć. Troll zjada mężczyznę, jednakże nie jest to zwykła konsumpcja, gdyż stwór ,,zjada jego życie”. Jest to symboliczna, metaforyczna przemiana, bowiem owe magiczne jestestwo zamienia się niematerialnie – dusza za duszę – z ludzkim osobnikiem, i na dodatek jest to dobrowolna przemiana: przytłoczony cierpkością i spiekotą ludzkiego życia człowiek zostaje trollem, a troll zostaje człowiekiem. Los potrafi wyjść nam na przeciw, przesączyć swój jad przez naszą duszę. Chłopiec dorósł, stał się mężczyzną, założył i miał rodzinę. Był szczęśliwy, lecz do czasu. Wyszło na to, że całe jego życie było cieniem, ułudą, niekończącą się jałową pustką. Gdy scalił się on z trollem, a troll wybrał jego życie, mężczyzna poczuł się dobrze. Wolał żyć w plugawej prawdzie niż w błogim zżerającym to, co czyni nas ludźmi, kłamstwie. To było sympatyczne, ujmujące istotę ludzkiego życia, opowiadanie. Jego, siła tkwi w ukrytej szczerej prawdzie, którą tak samo, jak tę tajemniczą baśń, trzeba umieć dostrzec.

Kolejna proza o nieco kojącej nazwie: "Październik w fotelu", którą uważam za drugą najważniejszą powiastkę w niniejszym zbiorze Neila Gaimana, ma w sobie dużo więcej niżeli tylko cząstkę magii i niczym niekończących się niezwykłości. Dzieje się tak głównie za sprawą bohaterów opowiadania, którymi nie są ludzie. Istoty ludzkie są tu jedynie wspomnieniem; natura dopomina się o swoje i nad nimi zwycięża. Zatem jednostkami skupiającymi wokół siebie fabułę opowiadania są miesiące z kalendarza, którym posługują się ludzie. Październik, luty, czerwiec, nieważne; każdy miesiąc ma coś do powiedzenia o ,,przeciętnym", ulepionym z łatwo niszczejącej materii, człowieku. Są to nad wymiar tajemnicze byty, których wyjątkową aurę, emocjonalny koloryt odpowiadający ludzkim nastrojom, mamy okazję poznać, wręcz dowiedzieć się, co robią w ukryciu.
Neil Gaiman w swym wyjątkowym zbiorczym dziele pt. "M jak magia", pokazał czytelnikom, że słowa mają niebotyczną, bez żadnych narzuconych górnych i dolnych granic, siłę sprawczą; to fakt. Jednakże nie każde opowiadanie podobało się w równym stopniu, co pierwsze, czwarte, ósme itp. Oznacza to, że siła "M jak Magii" tkwi w 11 odmiennych historiach, a nie w jednej czy, dwóch nowelach; rdzeń istoty każdego z opowiadań tkwi w potędze wyobraźni. Choć Gaimanowi nieco daleko do Pratchetta, czy innych twórców fantasy, gdyż są to inni stylistycznie i ,,ideologicznie" autorzy, to jednak jest mu trochę bliżej niż dalej do zaznaczenia w swych dziełach: baśniowego, magicznego fantasmagorycznego, czy fantastycznego w ogólnym zacięciu, uniwersalnego przekazu.