Opowiadanie z zakresu "Uniwersum DC Comics"; adaptacja wydarzeń rozgrywających się pomiędzy 8-mym a 9-tym odcinkiem 5 sezonu serialu "Supergirl"- przed rozpoczęciem się Crossoveru ,,Elseworlds" - należącego do "Arrowverse". Głównym bohaterem jest Cisco, który niespodziewanie musi stawić czoło wizji, którą wywołała jego moc. Autor opowiadania: Hubert Belon.
Stróżki krwi spływały złośliwie, sunąc się powoli,
aż do czubka zaokrąglonego nosa Cisco. Pochylona pozycja ciała nie ułatwiała zadania.
Bóle głowy, które Ramon odczuwał stawały się coraz bardziej nieznośne, coraz intensywniejsze,
jakby tysiące drobnych igiełek naraz kuło każdy nerw w jego czaszce. Metaliczna,
wygładzona powierzchnia ściany, sekretnego, wtłoczonego w murek sferycznie
biegnącego korytarza pokoju, w którym niegdyś pod nosem przyjaciół Cisco, swe
plany knuł Eobard Thawne, przytrzymywała ledwo opierającego się o bark i
dyszącego niczym pozbawiony powietrza, schorowany człowiek, Ramona. Wyciągając lewą dłoń przed
siebie Cisco rezerwami sił przeciągał swoje ciało dalej i dalej. Krok za
krokiem. Jednak Ramon był coraz słabszy. Tracił nadzieję; czuł jakby zjadł
porcję deseru z antymaterii zamiast lodów. Na tę myśl uśmiechnął się do siebie
i nawet ułożył dla siebie ksywkę, na wypadek, gdyby rzeczywiście zjadł
ociupinkę takich lodów i zyskał dziwniejsze moce niż ma obecnie. Anihilator –
tak, Cisco ,,destruktor, to by było to. Takie chwile jak te, mimo że budujące,
teraz nic nie wskórały, nie mogły podtrzymać Cisco na duchu. Nagle
skronie naukowca przeszył ostry ból, który równie momentalnie przerzucił się na
oczy. Ramon usłyszał jeden zbyt ostry, jak wrzask tysiąca demonów paraliżujący wizg,
który nie pochodził ani z pomieszczenia ani gdziekolwiek ze S.T.A.R. Labs.
Przytłaczający dźwięk, tak jak nagle się pojawił równie niespodziewanie znikł.
Wizg pozostawił po sobie pustkę, obłą nieskończoną czerń, dużo gorszą, niż
najgorszy przeciągliwy szum. A w tej pustce trwał on, Cisco, który nic już nie
słyszał.
Koszmarny
ból, co nie wydawało się realne, również zajął oczy Ramona. Jego wzrok
momentalnie się wyłączył, po prostu zgasł, jakby we Wszechświecie wyemitowano
ostatnią falę światła, której on teraz był ostatnim odbiorcą. Lecz nawet
pojedynczy foton nie był odczuwalny przez jego oczy. Może mu się zdawało, albo
była to jednak prawda, Cisco zaczął odczuwać drobne, nieregularne przebłyski
światła, tą dziwną falującą poświatę, wydobywającą się niczym spod powiek aurę,
której podświadomość nadawała kształt jakiegoś symbolu. Gdzieś już go chyba
widział. Ta wizja coś mu pokazywała. To było tak profetyczne, tak intensywne –
nigdy nic podobnego nie czuł. Przerywane emisje świetlne, wydobywające się z
samego serca jaźni przybierały kształt krzyża o dwóch krótszych i jednym
dłuższym, ramionach, rozszerzających się ku nasadzie, gdzie w przedłużeniu
dłuższego ramienia zamiast jego odpowiednika rysowała się lekko owalna pętla.
Po każdej takiej serii błysków, Cisco, jakby wprost z samej ich energii usłyszał
krótki rozlegający się wszech-dźwięk, te dwa wyraźne słowa: ,,Fate… Nabu”. Potem
wizja równie zażarcie rozświetlała jego umysł powidokiem złocistego mocno
zaznaczonego, emanującego prawością i niezmienną siłą, hełmu. Wszystko, co
teraz Cisco doświadczał zdawało się nie mieć końca. Głosy, światła i obrazy
powtarzały się przez jakiś czas, aż w końcu ustały. Ramon zrozumiał; przypomniał sobie to, co mu się stało; to, dlaczego
wyczerpany zsunął się na ścianę tuż przy interaktywnych drzwiach sekretnego
pokoju S.T.A.R. Labs, to czemu jego ciało odmawiało posłuszeństwa, a zmysły
zerwały kajdany i zniknęły, jak gdyby nigdy ich nie było. To była ta wizja, to
był ten moment, gdy razem z Barrym wracali od Kary na swoją Ziemię. Wyłom się
zamykał, a oni pewnie lądowali tuż przy tunelu wewnątrz „S.T.A.R. Labs”. Pamiętał,
jak zbliżał się do głównego komputera, na którym pracował jego zespół, i przez
przypadek otarł się ramieniem o swojego kumpla, Barry’ego. Momentalny szok,
który niespodziewanie wywołało ich zetknięcie się, przeistoczył się w zlepek
migających szybko obrazów, w których zawieszony jak tajemniczy obserwator,
Cisco, ujrzał gdzieś w oddali, Flasha, pomagającego mężczyźnie unoszącemu się
nad powierzchnią, którego głowę zakrywał mocarny złocisty hełm, a z jego barków
zwisała peleryna podkreślająca niebiesko-żółty strój, który nosił.
Przeciwnikiem Flasha i jego towarzysza była skąpana w czerni, niewyraźna ludzka
postać, ku której nowy znajomy Barry’ego wołał jej imię: ,,Nekron”.
Wizja
się rozpłynęła. Cisco wolał to zachować dla siebie, nie wiedział co o tym
myśleć.
,,Boże…
w końcu dotarłem”, pomyślał Cisco. Rezerwą sił godną wybitnego alpinisty, chwycił
on krawędzi umieszczonej na statywie konsoli Sztucznej Inteligencji, tak, aż
zbielały mu kłykcie lewej dłoni. Gdy zdołał wstać, klikając komendę klawiszy na
klawiaturze konsoli, Cisco zdołał włączyć Gideona, aby w razie, gdyby zapomniał
o tym, co koniecznie musiał przekazać swojej ekipie, Gideon miał nagrać następującą
wiadomość i powiadomić załogę Legend, Star City i wszystko przekazać również
Karze; to raczej Cisco wolał zrobić osobiście.
- Nadchodzi… Widziałem tylko jego dziwny
krzyż. To był amulet, a on nazywał się Fate… Ten drugi głos… chyba dobry, to
Nabu. Była jeszcze… dużo wcześniejsza, zbyt wyraźna i przerażająca wizja, zaraz
po naszym powrocie z National City. To od tego się zaczęło. To był Barry, z tym
drugim, chyba Fatem. To się wszystko łączy. Fate i Barry. Oni walczyli z czymś
tak mrocznym, pochłaniającym życie, pochłaniającym wszystko. Widziałem ich śmierć.
Ciemność, której na imię ,,Nekron” nadchodzi. – Cisco opadł na Ziemię. Nie
stracił przytomności; czuł całym sobą zbliżające się wydarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz