Ted Bundy, tak na prawdę Theodore Robert Bundy - do odkrycia drugiej strony swojego życia - typowy wchodzący w etap kariery zawodowej młody, błyskotliwy człowiek. Kiedy w 1974r. zaczęły znikać młode, niczemu winne niewiasty, najczęściej urocze studentki, nikt nie podejrzewał, że 28 - letni, sympatyczny, o raczej poetyckiej emanującej wyrachowaniem i spokojem twarzy młodzieniec będzie winny tak plugawym występkom, jak porwania, wykorzystywanie seksualne kobiet, okaleczenie i w końcu mord. Nikt w latach 70-tych nie znał pojęcia ,,seryjnego mordercy". Nikt nie domyślał się, że umysł Teda - o ile można mówić, że działał inaczej i był pozbawiony niektórych części i sprawnych połączeń między neuronami odpowiadającymi za współodczuwanie, emocjonalność, współczucie, troskę o drugiego człowieka i inną gamę typowo ludzkich uczuć - może zboczyć z typowej, normalnej dla zwykłego człowieka ścieżki. Dzięki miniserialowi od "Netflixa": "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy’ego", który platforma wyemitowała w liczbie 4-ech około godzinnych epizodów 24 stycznia 2019 roku, możemy z nutką odczucia prawie że bliskiego, intymnego kontaktu z Bundy'm, przy wygodnym pozycji na łóżku lub w fotelu przy telewizorze włączyć ów serial i posłuchać historii Teda z perspektywy jego odtwarzanych przez nagrane taśmy wspomnień i opinii śledczych, zwykłych ludzi i różnego sortu specjalistów.
Fiksacja umysłu, implozja psychicznego bezpieczeństwa, jakby miało się wrażenie, że bycie zwykłym człowiekiem nie oznacza, że nigdy nic w nas nie pęknie, że nigdy nie popełnimy jednej lub kilkunastu straszliwych zbrodni. Tak można poczuć się słuchając wypowiedzi Teda Bundy'ego z oryginalnych taśm pochodzących z przeprowadzanych z nim w ,,celi śmierci" rozmów pod koniec lat 70-tych i na początku lat 80-tych XX wieku, rozmów. Normalny, inteligentny, ani nie podłamany, zbyt intonowany i pozbawiony zabójczej cierpkości głos. Kiedy to wszystko w nim pękło? Kiedy pozorna stabilizacja utraciła ramy pojmowania i zmieniła go w człowieka tylko z ciała a z duszy w kochającą bluźnierstwo bestię?
Jestem w szoku, moje bezpieczeństwo psychiczne być może niedługo
imploduje. Po raz pierwszy w życiu mam możliwość, w ogóle, posłuchania
prawdziwych nagrań, swoistych wyznań Teda Bundy'ego; staje się to
nad wyraz ultra-paraliżujące, zaciskające zardzewiały sznur drutu kolczastego
wokół rozciętego brzucha i wypełzłych jelit. Człowiek, który mimo
skrycia, posiadania jakichś swoich problemów, które - no cóż - ma każdy z
nas, który uważany był za, ot normalnego wchodzącego w początek
,,wspaniałej" kariery młodego człowieka, dopuścił się szatańskich,
bestialskich czynów. Najgorsze i najbardziej paraliżujące jest to, że
choć to zabrzmi prozaicznie - życie Bundy'ego było pozorem, osadem
spokoju i stabilności, który ,,na chwilę" okrył jego życie. Czy aby na pewno? Czy jego mózg funkcjonował tak, że każdy neuron, połączenia w siatce neuronalnej, reakcje chemiczne w nim zachodzące były dla jego fizjologii normalne? A może próg odczuwalnego przez niego szczęścia i innych subiektywnych pozytywnych czy negatywnych emocji był dla niego inny, jakby życie było inaczej mu przeznaczone. W końcu to
wszystko pękło, albo zwyczajnie: się uaktywniło, iskra zapłonęła, a Ted zaczął mordować. Ciekawe ilu ludzi, ilu
,,przeciętnych Kowalskich" może czekać podobny los? Czy możemy nie
wiedzieć kiedy coś w nas w końcu pęknie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz