sobota, 16 lutego 2019

,,Ty jesteś burzą...Frank". Recenzja drugiego sezonu "Punisher" od Netflixa

Frank Castle to ikoniczna postać "Uniwersum Marvela". Dzięki niemu, a tak naprawdę dzięki jego drugiemu ja - Punisherowi, którym staje się Frank, w wyniku tragicznych wydarzeń dotykających jego rodzinę: strata córki, syna i żony, przez głupi bezsensowny akt agresji, pomiędzy którego strony się wdarli, "Marvel" nabrał porządnej, surowej, nie tak cukierkowej strony; brutalny, bezprecedensowy niczym ,,najpierw obijam wrogom mordy, potem zadaję pytania", styl, który prezentował Punisher, a wszystko w imię zemsty, wyrażenia manichejskości i osobistego, cierpkiego wewnętrznego bólu, który ,,dociskał Franka do ziemi", spowodowanego utratą bliskich, wywołał na czytelnikach tego Uniwersum niebotyczne wrażenie.



 
Oglądając 1-szy odcinek drugiego sezonu "The Punisher" odniosłem wrażenie, jakbym miał przed oczami zupełnie innego Franka Castle. Innego niż na przestrzeni całego poprzedniego sezonu. Nazwa pilotującego najnowszą serię produkcji odcinka, czyli "Przydrożny Blues" świetnie pasuje do tej ,,samotni" - pokuty, zapomnienia, tułaczki i nostalgii Franka, którą w ogóle rozpoczynamy ten odcinek, ba, którą w wyjątkowy sposób określamy pozytywną ,,inność" adaptacji komiksowych realiów, tworzonych od wielu lat przez "Netflixa".


Jednak określenie ,,przydrożny blues" paradoksalnie wzmacnia to, co na przestrzeni całych 52 otwierających drugi sezon "Punishera", minut, miało miejsce. A czegoś takiego, zwłaszcza zwartych brutalnych potyczek w stylu obijania mordy na śmierć i życie w nielegalnych walkach w klatkach, jakby Frank był wściekłym, spuszczonym ze smyczy ogarem, jeszcze nie widziałem. To była zwykła knajpka u pierwszej lepszej ,,Moly", ,,Loly" itp., w której grano klimatycznego nostalgicznego country bluesa. Lecz, jak zwykle, Franka, tak jak Jack Reachera, kłopoty same musiały go wyciągnąć z tej ni to zadumy, ni to zapomnienia. W pewnym momencie aż zabolał mnie brzuch, a żółć podeszła do gardła, jakbym miał tam gule zbitych kłaków i nie mógł przełknąć cierpkiej śliny i złapać oddechu. To była ta chwila, w której Frank rozkwaszał spodem trzonu dwururki facjatę jakiegoś dryblasa, uderzając w nią raz za razem, robiąc z podłej mordy prawie że zbitek pokruszonych, zakrwawionych, rozmemłanych kości; vendetta jakiej mało.

Z odcinka na odcinek Frank Castle na tle wielu postaci - wyłączając z tego zestawienia Amy, z którą mimo różnych perypetii stworzy on tak silną, prawie że ojcowską, więź - wypada dość intensywnie, zbyt agresywnie, co jest do bólu dobre, co można oglądać godzinami. Frank staje się jak Sędzia Dredd, ogłasza wyroki i jednocześnie je egzekwuje; Frank a.k.a ,,I am the law!". Miałem wątpliwości, czy ,,Pielgrzym", którego nie do końca powinno nazywać się chrześcijańskim fundamentalistą - bo to, co robił i jak robił wykonywał ze swoich powodów, oraz czy Jigsaw nie będą bledli przy Punisherze, stanowiąc słabe dalsze tło w stosunku do całego wachlarza jego poczynań. Nie wiedziałem, czy te postacie będą godnymi jego osoby, tak jak Wilson Fisk był prawdziwym Nemezis Daredevila, łotrami. Jednak będąc przy finale drugiego sezonu, w okolicach 11-12 odcinka, w końcu się przekonałem: ,,Pielgrzym" tak, a Russo nie. 




,,Ty jesteś burzą" - tak prosto, z szacunkiem ujmująco podkreślającym osobowość Franka akcentem, powiedział John a.k.a ,,Pielgrzym", w ostatnim odcinku drugiego sezonu "Punishera" do Castle'a, który okładał go pięściami i ciskał krawędzią gaśnicy w czoło, gdy razem przy blaszanej, metalicznej przyczepie, gdzieś w nowojorskiej miejscówce, którą Frank wraz z Amy traktowali jako tymczasowe schronienie, próbowali ,,wyjaśnić" sobie ostatnie ,,niedopowiedzenia". To jasno podsumowuje to kim stał się, i jako kto dopełnił się Frank Castle, zresztą zwrot ,,ty jesteś burzą" dobrze odnosi się do nierównego, momentami tajemniczego przebiegu i charakteru całej najnowszej serii tej produkcji. Wiele postaci i osobistości netflixowskiego "Punishera", jak np. John, bo ta nieprzenikliwość w odczuciu jego emocjonalności, zachowania i motywów, które gdzieś odgrywał on obie w umyśle była rzeczywiście dziwnie odczuwalna, pasująca do idei i postępowania, które prezentował Frank. Nie mogę jedynie do końca ocenić i zrozumieć związku Kristy i Russo, czyli kto kogo pociągał za sznurki... pociągał na dno. 



Mówiąc krótko, drugi sezon "Punishera" od Netflixa, był czymś więcej niż świetnym widowiskiem; dobrze wykreował on Franka Castle, jako Punishera, który był, jest i powinien być przypisany Frankowi zawsze Oczywiście, Punisher, to najjaśniejszy, najbardziej wartościowy punkt tego serialu! Niesamowite!
 
Drugi sezon "Punishera" oceniam na: 9/10

:mrgreen::mrgreen:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obsceniczne szaleństwo i mitologia Lovecrafta. Recenzja komiksu "Neonomicon"

Mroczna, wyjątkowo dogłębna w swej atmosferze, obłędna i zaskakująca w kreowaniu uczucia niepokoju i lęku, oraz tajemnicza, dogłębnie sza...